wtorek, 24 marca 2015

Liga płaczących (nie)dżentelmentów

O tym, że chłopaki nie płaczą przekonywano nas w popularnej piosence i filmie pochodzących z końcówki poprzedniego wieku. Wiadomym wydaje się też być to, że facetom raczej nie wypada strzelać fochów. Prawdziwy dżentelmen nie powinien też bluzgać, kłamać i robić wszystkich tych rzeczy, za które następnego dnia musiałby się wstydzić.

W meczach derbowych chęć pozostania dżentelmenem schodzi chyba jednak na drugi plan. Kibice z dziką satysfakcją obrzucają się bluzgami, obrażają fanów drużyny przeciwnej i całe ich rodziny przynajmniej do trzeciego pokolenia, pokazują sobie wszelakie nacechowane wrogo symbole - od środkowego palca po gołe pośladki, na oczach rozwścieczonej, znajdującej się kilka sektorów dalej bandy facetów palą ich barwy i takie tam. 

O kodeksie rycerskim zapominają też czasem zawodnicy i trenerzy. Emocje są większe, waga derbowych spotkań często ogromna nie tylko ze względu na walkę o status 'króla dzielni' (nie, nie Albanii), ale także fakt, że często są to mecze decydujące o kluczowych rozstrzygnięciach w ligowej tabeli. Wszystkim puszczają nerwy, takie już prawo tego typu starć. 

Jeśli ktoś myślałby jednak, że nie da się ustanowić rekordów w tym, kto w derbowym spotkaniu zachowa się bardziej niedżentelmeńsko, zapomni w większym stopniu o tym co faceci robić powinni, a czego im nie wypada, to jest chyba w sporym błędzie. Do Księgi Guinessa trafiały już bardziej bzdurne osiągnięcia, niż kompletne zbezczeszczenie zasad dobrego smaku i godnego znoszenia najróżniejszych porażek. Ta dyscyplina też ma swoich rekordzistów i kto wie, może już wkrótce będą domagać się swoich praw do pojawienia się w popularnej Księdze. Póki co zadbali jednak o to, by po ich wyczynach pozostał spory niesmak. Mowa o graczach i pozaboiskowych przedstawicielach Fenerbahce i Besiktasu.

Chłopaki nie płaczą. Nawet rozczarowani.

Widzieliście kiedyś dwóch bramkarzy jednej drużyny płaczących w tym samym meczu? Widok smutny, nie ma co. W Derbach Stambułu pierwszy łezkę uronił nieszczęśnik tysiąclecia - Tolga Zengin. Podstawowy golkiper BJK wrócił po kontuzji na mecz rewanżowy z Club Brugge i zawalił go po całości. Odkuć miał się podczas derbowego starcia z Fenerbahce. Nie wyszło, bramki co prawda nie puścił, ale jeszcze przed końcem pierwszej połowy... złapał kolejny uraz. Gdy zorientował się, że mięśnie znów odmówiły posłuszeństwa i czeka go X(tu miejsce na ilość przekraczającą ludzkie pojęcie i zdrowy rozsądek) pauza w tym sezonie, zaczął z wściekłością walić pięściami w ziemię i rozpłakał się jak dziecko. Gdy medycy przyszli pomóc mu pozbierać zabawki, bramkarz sam energicznie wstał, wziął co jego i ruszył do szatni. Jest jednak jeden plus. Więcej kontuzji w tym sezonie już nie złapie! Bo ta wykluczyła go aż do lata...

Jako, że nominalny następca Tolgi - Cenk Gonen, też zmaga się z urazem (o zgrozo!), to na boisko wejść musiał młody Gunay Guvenc, który przebronił dotychczas tylko kilka spotkań w SuperLig na wypożyczeniu w Mersinie. Spotkanie było długimi momentami przeraźliwie nudne, więc ciężką pracą z pewnością na premię nie zarobił, ale gdy przyszło co do czego, niedługo przed końcowym gwizdkiem, musiał wyciągać piłkę z siatki. Obrońcom urwał się Moussa Sow i nie dał szans trzeciemu bramkarzowi BJK. Gunay zapłakał z twarzą wbitą ze zrezygnowaniem w murawę i były to łzy kompletnie wzruszające i zasiewające poczucie bezradności wśród fanów BJK z wręcz bezwzględną skutecznością (wiem z autopsji). Chcąc nie chcąc jednak, raczej nie tego oczekuje się od bramkarza, który nie zawinił zbyt wiele. Powinien opieprzyć obrońców i wysłać ich pod bramkę rywali by możliwie jak najlepiej zadośćuczynili przez pozostałe do końca spotkania minuty.

Obrażalskie Kanarki

Co tam jednak łzy walczących z poczuciem kompletnej bezradności bramkarzy BJK. Piłkarze Fenerbahce dopiero dali popis! Wyobraźcie sobie uczucie, które czuje się po zmarnowaniu bramkowej sytuacji i wystrzeleniu piłki w trybuny. Kibice jego własnej drużyny gwiżdżą, nic przyjemnego. Zagryzacie wargi i staracie się następnym razem spisać się lepiej? Odpyskowujecie coś do kibiców? Upadacie na murawę symulując kontuzję? Przegrali Państwo! Prawdziwy twardziel, taki jak Emanuel Emenike, ściąga koszulkę i schodzi z boiska. Nie, nie żartuję.
Zasada 'trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść' u tego bystrego napastnika przegrała jednak z żywiołowymi namowami trenera i innym tytułem szlagieru - 'show must go on'. Emenike ochoczo wskoczył z powrotem w koszulkę i wrócił na boisko. Ciężko stwierdzić czy Ismail Kartal powiedział mu: 'spokojnie, oni tu więcej nie przyjdą' czy może 'stary, przecież oni nie mieli na myśli Ciebie!'. Ważne, że zadziałało.

Swoją drogą prowadzący ostatnie El Clasico Mateu Lahoz przyznał przed meczem Barcy z Realem, że prowadzone spotkania poprzedza sumienną prasówką i decyzje o karaniu zawodników warunkuje tym, czy i jakie problemy trapią ich obecnie poza boiskiem. Interesuje go fakt, że Ronaldo rzuciła dziewczyna, czy też to, że Messiemu skończył się hormon wzrostu (nie ja to napisałem, ktoś to tu wkleił). Ciekaw jestem co o Emenike wyczytał przed meczem arbiter derbów Stambułu, skoro postanowił nie karać Nigeryjczyka ani za opuszczenie boiska z własnej woli, ani za ściągnięcie koszulki, ani za powrót na murawę gdy tylko mu się podobało. Według moich skromnych obliczeń przewinień wystarczyło na tyle, żeby Emenike wyleciał z boiska i jeszcze wziął ze sobą jeden żółty kartonik do obdarowania któregoś z kolegów. Prowadzący to spotkanie Firat Ayidinus widocznie jednak kieruje się zasadą Lahoza, a napastnik Kanarków miał za sobą okropnie trudny tydzień. Zepsuł mu się skuter, a sprzedawczyni w sklepie powiedziała, że kartą może zapłacić tylko powyżej 5 złotych (tfu, lir!).

Dodam tylko, przerywając względnie logiczny ciąg zdarzeń, że dwa dni po meczu prezes BJK uznał, że brak reakcji sędziego na zachowanie Emenike jest wystarczającym powodem by... anulować spotkanie i rozegrać je jeszcze raz. Dom wariatów.

Emenike nie jest jednak jedynym obrażalskim w drużynie Fenerbahce! Swoje zrobić musiał też boiskowy weteran Emre Belozoglu. Kapitan gospodarzy zauważył w trakcie pierwszej połowy kątem oka, że menedżer Besiktasu - Slaven Bilić, ma pretensje do sztabu Żółtych Kanarków, którego przedstawiciele wchodzili do jego strefy trenerskiej. 'To już za wiele!' - pomyślał zapewne Emre, bo energicznie ruszył w stronę Chorwata i zbluzgał  go od najgorszych. 

Mężczyźni nie załatwiają jednak spraw w ten sposób! Belozoglu ma za sobą tyle lat spędzonych na boiskach, że dobrze to wie. W przerwie postanowił więc przejść się po korytarzu za Biliciem i... zbluzgać go raz jeszcze, a niech ma! Toż to dopiero postawa godna prawdziwego kapitana i dżentelmena. 

Turecka paranoja

Mecz się skończył, zwycięzca został wyłoniony, a przepychanka trwa dalej. Nie wystarczą hektolitry bramkarskich łez, jeden obrażony Afroamerykanin z Nigerii  i seria wykrzyczanych tureckich przekleństw. Trener Fenerbahce chce teraz udowodnić, że przekleństwa były też chorwackie! Kartal oświadczył, że Bilić prowokował Emre sam klnąc w niebogłosy w swoim ojczystym języku, a akurat tak się złożyło, że sztab Kanarków dobrze zna chorwackie wulgaryzmy i szybko zorientowali się co jest grane. Wykształceni ludzie.

Tą sytuację poprzedziło wyemitowanie w prywatnej telewizji Czarnych Orłów (BJK TV) filmiku z korytarza stadionu Sukru Saracoglu, na którym widać jak w przerwie Emre goni za Biliciem i obrzuca go wyzwiskami. Prezes klubu w tym wypadku oczywiście także stanowczo zapowiada, że będzie działać i chce, by piłkarz został ukarany. Przy okazji oczywiście mecz ma zostać rozegrany jeszcze raz, a sędzia zawieszony. Pytanie tylko, czy z tej lampy, którą musiał znaleźć Fikret Orman żeby wysuwać takie oczekiwania, aby na pewno w odpowiedniej chwili wyfrunie spełniający marzenia dżin.

Po takim gorzkim, derbowym szaleństwie człowiek ma tylko ochotę złapać się za głowę i rzucić to wszystko w kąt. Szkoda nerwów i zdrowia. Sportowe emocje okazują się jednak być Ismailem Kartalem, a my Emanuelami Emenike i potulnie wracamy przed monitory już po krótkiej chwili. Nie ma w tym jednak nic złego. Jakby to powiedział Kuba Brenner - I o to chodzi, trzeba kolekcjonować mocne wrażenia. 

 Filip Cieśliński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz