czwartek, 29 stycznia 2015

Transferowa saga roku - Tolgay Arslan w Besiktasie

Tolgay Arslan (po środku), źródło: Facebook.com
W Polsce wszyscy żyjemy teraz horrorami jakie dostarczają nam szczypiorniści. Jak u Hitchcocka jest jednak nie tylko na boiskach piłki ręcznej. Pełna zwrotów akcji i prawdziwych zaskoczeń była historia transferu Tolgaya Arslana - chyba najgłośniejszej transakcji tego okienka w Turcji. Mieliśmy trzęsienie ziemi, a potem - zgodnie ze znaną zasadą - napięcie nieprzerwanie rosło.

Rok 2003. W wieku 13 lat do szkółki Borussii Dortmund trafia Tolgay Arslan - urodzony w Paderborn zawodnik tureckiego pochodzenia. Przez lata spędzone w kolejnych grupach młodzieżowych drużyny z Zagłębia Ruhry spotyka m.in. Mario Gotze. W przeciwieństwie do niego nigdy nie zagra jednak w pierwszej drużynie BVB. Mimo niesamowitej skuteczności w sezonie 2008/09, kiedy to w 26 występach drużyny u19 zdobył 30 bramek i 5 razy asystował, po sezonie odszedł z Dortmundu. Dorosłą karierę miał rozpocząć w Hamburgu. W sezonie 2009/10 zadebiutował w barwach HSV jako 19-latek w Bundeslidze i Pucharze Niemiec. Na regularne występy było jednak za wcześnie, więc kolejne rozgrywki rozpoczął na wypożyczeniu w drugoligowej Alemannii Aachen. Tam grał regularnie, strzelił 6 goli i 4 razy otwierał drogę do bramki swoim kolegom. W HSV nie od razu to docenili. Z sezonu na sezon grał jednak coraz częściej, aż w ubiegłym sezonie doszło do sytuacji, w której jedynym piłkarzem z Hamburga, który rozegrał w Bundeslidze więcej minut niż Arslan był... bramkarz Rene Adler. W tym sezonie, mimo obiecującego początku, stracił jednak miejsce w podstawowym składzie HSV spadając powoli do roli zmiennika van der Vaarta i Behramiego. Coraz głośniej zaczęło się mówić o jego odejściu.

piątek, 23 stycznia 2015

Jedenastka jesieni w SuperLig

Alexandru Epureanu (po lewej) i Mousa Sow, źródło: Facebook.com
Już dziś (tj. 23.01) wracają rozgrywki tureckiej SuperLig! Mecz Konyaspor - Bursaspor rozpocznie pierwszą z 18 kolejek jakie pozostały jeszcze do rozegrania w Turcji. To ostatni moment na podsumowania pierwszej części sezonu. Mimo, że formalnie runda jesienna zakończy się dopiero w najbliższy poniedziałek (wtedy rozegrany zostanie ostatni mecz 17 serii spotkań), to już od dziś będzie widać jak drużyny przepracowały zimową przerwę i czego można od nich oczekiwać wiosną - póki co tą piłkarską, a nie kalendarzową. Postanowiłem więc przedstawić najlepszą jedenastkę pierwszej części sezonu 2014/15. Dla zwiększenia obiektywizmu, który zatrzeć mogłaby moja miłość do Besiktasu, swój wymarzony skład zestawię z wyborami najlepszych "11" z whoscored.com i tureckiej strony Eurosportu.


wtorek, 20 stycznia 2015

Obraniak nie będzie miał łatwo. Turcja - umieralnia piłkarskich talentów

Ludovic Obraniak w barwach Caykuru Rizespor, źródło: Facebook.com


Kluby ligi tureckiej uwielbiają podstarzałe gwiazdy. Idea jest prosta – tutaj zawodnicy z piłkarskiego topu mają po zniżce formy odzyskać dyspozycję ze swoich najlepszych lat i znów grać jak z nut.
Graczy, którzy w trakcie ostatniej dekady wyjeżdżali do Turcji i potem mogli liczyć na transfer do czołowych europejskich klubów, można policzyć na palcach jednej ręki. Tutaj to tak nie działa – zawodnicy cieszący się statusem piłkarskiej gwiazdy, nawet jeśli w Turcji radzą sobie dobrze, to raczej albo zostają tu na lata, albo trafiają do jeszcze bardziej egzotycznych krajów by tam w pełni cieszyć się z piłkarskiej emerytury. Oczywiście są wyjątki. Po przygodzie nad Bosforem w ostatnim dziesięcioleciu do mocnych europejskich klubów przechodzili m.in. John Carew, Nicolas Anelka, Andre Santos czy Lorik Cana, To nadal jednak tylko pojedyncze przypadki pośród dziesiątek graczy, którzy po trafieniu do SuperLig mogli tylko obserwować powolną śmierć ich talentów... i liczyć zarobione pieniądze...

dalsza część artykułu na stronie Przeglądu Sportowego

środa, 14 stycznia 2015

Prowadził ślepy kulawego, czyli poszukiwania idealnego prawego obrońcy dla Besiktasu

Johan Larsson, źródło: Facebook.com

Odwiecznym problemem nawet najlepszych drużyn na świecie jest obsada pozycji lewego obrońcy. Dobrzy lewonożni gracze, sprawdzający się zarówno w ataku jak i defensywie nie wychodzą tłumnie z każdej piłkarskiej szkółki. Często kluby szukają półśrodków - ustawiają tam zawodników prawonożnych albo godzą się z tym, że drugiego Roberto Carlosa nigdy mieć u siebie nie będą i w składzie wystawiają średniaka. Znalezienie solidnego lewego obrońcy to więc niewątpliwy sukces i gdy się go osiągnie można skakać z radości i porzucić wszelkie zmartwienia. No chyba, że tak jak Besiktas, kompletnie zapomniało się o prawym defensorze.

Sytuacja w drugiej drużynie Super Lig przekracza już powoli granice absurdu. Konieczność zatrudnienia nowego prawego obrońcy władze Czarnych Orłów i trener Slaven Bilić ogłosili już w letnim okienku transferowym. Do końca wierzyli, że z Molde uda się sprowadzić utalentowanego norweskiego obrońcę Martina Linnesa. Wcześniej rozważano też transfer podstarzałego Cicinho z Sivassporu, który niegdyś grał przecież w Realu Madryt czy Romie, a w Turcji czuje się jak ryba w wodzie. W wypadku tego drugiego słusznie stwierdzono jednak, że nie warto inwestować pieniędzy w 34-latka. Molde zaś nieczysto zagrało w negocjacjach dotyczących Linnesa i w ostatnim dniu okienka podniosło znacznie wcześniej ustaloną kwotę odstępnego, na co władze BJK zwyczajnie nie mogły przystać. No trudno. Zdarza się.

sobota, 10 stycznia 2015

Z ziemi polskiej do... Turcji.

Adrian Mierzejewski w barwach Trabzonsporu, źródło:Facebook.com
Nad Bosfor wyjeżdżali zawojować piłkarski świat. Niektórzy tułali się kilka sezonów od klubu do klubu, inni nawet nie powąchali murawy. Są jednak i tacy którzy na długie lata wpisali się w pamięć tureckich kibiców. Polscy piłkarze wybierający ten, coraz popularniejszy, kierunek z całą pewnością nie mieli jednak łatwo. Jak będzie z Obraniakiem?

Tureckie ekipy od wielu lat sumiennie walczą o umacnianie swojej pozycji w europejskim futbolu. Najlepszy tamtejszy klub od dawna ma co sezon zagwarantowany udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ligowy srebrny medalista ma prawo do gry w eliminacjach do tej imprezy. Zarówno w Champions League jak i w pozostającej w cieniu Lidze Europejskiej kluby z państwa ze stolicą w Ankarze odnoszą coraz większe sukcesy. To przynosi duże pieniądze i nie ma się co dziwić, że potężne transferowe macki bogacących się tureckich klubów sięgają także po reprezentantów naszego kraju.