Adrian Mierzejewski w barwach Trabzonsporu, źródło:Facebook.com |
Tureckie ekipy od wielu lat sumiennie walczą o umacnianie
swojej pozycji w europejskim futbolu. Najlepszy tamtejszy klub od dawna ma co
sezon zagwarantowany udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ligowy srebrny
medalista ma prawo do gry w eliminacjach do tej imprezy. Zarówno w Champions
League jak i w pozostającej w cieniu Lidze Europejskiej kluby z państwa ze
stolicą w Ankarze odnoszą coraz większe sukcesy. To przynosi duże pieniądze i
nie ma się co dziwić, że potężne transferowe macki bogacących się tureckich
klubów sięgają także po reprezentantów naszego kraju.
Kluby z kraju nad Bosforem nie szczędzą grosza na dobrych
piłkarzy. Nie ma się więc co dziwić, że transferowy rekord ekstraklasy
ustanowiony został kwotą 5,25 mln euro wydaną na Adriana Mierzejewskiego
właśnie przez klub pochodzący z tamtej ligi – Trabzonspor. Oprócz piłkarskiej
jakości byłego zawodnika Polonii, na wysokość odstępnego wpłynęła też pewnie
niewątpliwa sympatia jaką dażą polskich graczy w tym klubie. Szlaki popularnemu
Mierzejowi przecierał bowiem Jacek Cyzio, który w ekipie z Trabzonu zagrał dwa
sezony (1991/92, 1992/93), rozegrał ponad 50 spotkań i zdobył z drużyną puchar
krajowy. Potem przydatność polskich zawodników w Trabzonsporze udowodnił Mirosław
Szymkowiak. Po 3 mistrzowskich sezonach z rzędu z Wisłą Polak trafił do Turcji
gdzie od początku zaczął strzelać na zawołanie. Pierwszy sezon zakończył z 9
golami na koncie, potem było już gorzej, do tego doszły konflikty z władzami
klubu a w proces rozwiązania kontraktu musiała interweniować nawet FIFA. Mimo
to Szymkowiak zagrał w bordowo-błękitnych barwach ponad 50 spotkań i
kilkanaście razy wpisał się na listę strzelców. Tak dobre postawy polaków
przyniosły swego rodzaju boom na naszych zawodników w tym klubie którzy
przypadł na lata 2010 i 2011. To wtedy do Trabzonu sprowadzeni zostali kolejno
Arkadiusz Głowacki, bracia Brożkowie i właśnie Mierzejewski. Ten pierwszy
pograł kilka sezonów i do dziś można tu usłyszeć o nim kilka ciepłych słów,
Paweł Brożek przegrał rywalizację z późniejszym królem strzelców Burakiem
Yilmazem, a jego brat był na ten klub chyba zwyczajnie za słaby. Black Sea
Storm pozbyli się już jednak wszystkich Polaków. Ostatni odszedł Mierzejewski –
w lipcu zeszłego roku sięgnęło po niego arabskie Al-Nasr, którego włodarze
wyłożyli 3,2 mln euro. Wystarczyło.
Trabzonspor to jednak nie jedyna ekipa z Turcji która
chętnie sięgała po Polaków. Na przestrzeni lat w tamtejszej Superlig grało ich
ponad trzydziestu. Jako pierwszy Polak piłkę na tureckiej ekstraklasowej ziemi
kopał Janusz Kupcewicz ponad ćwierć wieku temu. Przyjechał tu mając 33 lata,
zagrał w barwach Adanasporu jeden sezon strzelając cztery bramki i zakończył
karierę. Potem Kupcewicz wrócił do kraju gdzie prowadził między innymi
reprezentację futsalu.
Najlepszy polski piłkarz grający nad Bosforem przyjechał tu
wiosną 1990 i spędził w sumie półtorej sezonu. Rozegrał w barwach Galatasarayu
38 spotkań i strzelił 19 bramek zdobywając krajowy puchar i superpuchar. To
właśnie tutaj rozpoczęła się jego międzynarodowa przygoda prowadząca przez kluby
z półwyspu iberyjskiego, francuskie Nantes i Montpellier a zakończona piłkarską
emeryturą w Stanach Zjednoczonych. Mowa oczywiście o Romanie Koseckim którego
dalsze losy po dziś dzień wszyscy dobrze znamy.
To nie Kosa jest jednak tym polskim piłkarzem którego
wspomina cała Turcja. Cztery lata po byłym piłkarzu Atletico Madryt przyjechał
tu z Ruchu Chorzów Roman Dąbrowski. Najpierw rozegrał osiem sezonów w barwach
Kocaelisporu zdobywając dwukrotnie krajowy puchar by potem przejść do Besiktasu
gdzie grając trzy lata urósł do miana idola i legendy. Turcja stała się dla
niego drugą ojczyzną w takim stopniu, że przyjął nazwisko Kaan Dobra bo
swojskie Roman Dąbrowski na dłuższą metę okazywało się dla Turków prawdziwym
łamaczem języka. Gdyby nie fakt, że nasz piłkarz w najlepszych latach
pięciokrotnie wystąpił w polskiej kadrze to pewnie otrzymałby niejedną
propozycję reprezentowania tamtejszych barw. Dąbrowski na ostatnie lata swojej
piłkarskiej kariery wrócił do Kocaelisporu zaliczając jeszcze krótką przygodę w
Antalyasporze. Kaan Dobra. jak nazywali go w Turcji, rozegrał tam w sumie ponad
315 spotkań, co w znakomity sposób pieczętuje znaczenie tego piłkarza dla
futbolu nad Bosforem. Dąbrowski do dziś jest blisko związany z Turcją, po
skończeniu kariery współpracował między innymi ze swoim byłym klubem Besiktasem
pełniąc tam rolę jednego z asystentów głównego trenera.
Kariery w kraju ze stolicą w Ankarze robili też między innymi
Jacek Cyzio, Piotr Soczyński, Andrzej
Pałasz, Tomasz Zdebel czy regularnie pretendujący do objęcia polskiej kadry
Piotr Nowak. Nie brakowało niestety przypadków w których turecka przygoda
odbijała się polakom czkawką i ewidentnie nie przyniosła nic dobrego ich
karierze piłkarskiej.
Po zdobyciu mistrzostwa z Lechem Poznań do Adanasporu trafił
Bogusław Pachelski który już po jednej rundzie uciekał stąd gdzie pieprz
rośnie, Jacek Ziarkowski z Odry Wodzisław do Turcji pojechał chyba tylko na
wakacje bo zagrał tam jedno spotkanie i prędko wrócił do łask swojego śląskiego
klubu, a całkiem niedawno Arkadiusz Piech wyjeżdżający z Ruchu jako
reprezentant jadący robić wielką karierę nie poradził sobie w Sivasporze z
konkurencją bramkostrzelnego Michaela Eneramo i klubowym kolegą występującego
tam wtedy Kamila Grosickiego był tylko przez jedną rundę.
Jeśli już o Grosiku mowa to on Turcję opuścił już na początku
ubiegłego roku. Sivasspor (w którym początkowo uchodził za talent czystej wody
i nową gwiazdę całej ligi, jednak szybko zgubił formę a z nią miejsce w
pierwszym składzie) zamienił na francuskie Renens. Latem Turcję opuścił też
Maiusz Pawełek, który nie mieścił się w składzie Caykuru Rizespor, był
wypożyczany do drugiej ligi, aż wreszcie gdy tylko skończył mu się kontrakt
czmychnął do Wrocławia podpisać umowę ze Śląskiem. Tym samym z całkiej licznej
kolonii Polaków w Superlig nie zostało już ani jednego. Teraz ma się to
zmienić.
Podczas gdy wielu, jak bracia Brożek, Głowacki, Piech, Kuś,
Bieniuk, Dziewicki czy właśnie Pawełek, wróciło do kraju, swoich szans nad
Bosforem postanowił spróbować Ludovic Obraniak. Mimo, że Werder wciąż nie
doszedł do porozumienia z Caykurem Rizespor (stan na noc z 9 na 10 stycznia),
to sam trener tureckiej drużyny nie ma już wątpliwości – Ludo będzie u niego
grał. Nie wiadomo jeszcze tylko czy pierwsze pół roku spędzi tu na zasadzie
wypożyczenia, czy może już teraz dojdzie do transferu definitywnego.
Obraniak ma oddalić od zeszłorocznego beniaminka widmo
powrotu na zaplecze Superlig. Póki co Rizespor jest jeszcze pod kreską, ale
zadanie jest jak najbardziej wykonalne. Reprezentant Polski urodzony we Francji
nie od początku będzie mógł jednak liczyć na status gwiazdy. Po kiepskim
okresie w Werderze z całą pewnością wywalczenie stałego miejsca w składzie
tureckiej drużyny nie będzie dla niego aż takie proste, tym bardziej, że ma
sporą konkurencję.
Czas pokaże, czy Obraniak na stałe zadomowi się w Turcji i
czy zdoła odzyskać tu formę. Ma się na kim wzorować. Kariery na miarę
Koseckiego czy Dąbrowskiego pewnie już nie zrobi, ale oby po wyjeździe z kraju
leżącego na dwóch kontynentach miał do opowiadania przynajmniej tyle co Adrian
Mierzejewski, a już na pewno więcej niż Arkadiusz Piech. To jak Ludo, challange
accepted?
Filip Cieśliński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz